piątek, 26 października 2012

Trzeci dzień oczyszczania.

26-09-2012r.
Nadal nie odczuwam skutków oczyszczania, uff. Zaprowadziłam synka do przedszkola i poszłam po Kokę. 8:45 byłam na miejscu. Pani Beata była już przygotowana do zabiegu. Wyprowadziłam więc Kokę na spacerek i wróciłyśmy do już przewietrzonego mieszkania. Chwilkę odsapnęłam bo z Koką na rękach wdrapanie się na trzecie piętro przy dodatkowej astmie trochę mnie zmęczyło. Odsapnęłam z 5 minut i przystąpiłyśmy do zabiegu.

Tym razem nie zapomniałam już wygładzić aury przed zabiegiem :). Podczas zabiegu energia nie była już tak mocno pobierana. Najwidoczniej dzień poprzedni był dniem kulminacyjnym choroby i teraz będzie już tylko lepiej. Tak jak ostatnio przykładałam ręce w kilku miejscach na głowie i ramionach a na koniec stopy. Tym razem nie czułyśmy ciepła w stopach jednak barki pobierały dużo energii i trzymałam tam ręce dobre 15 minut. Po zabiegu otworzyły jej się zatoki i musiała szybko biec po chusteczki higieniczne :). Wzięłam psa do siebie by jego właścicielka miała spokój i mogła sobie pospać i regenerować siły. Po 15:00 przyprowadziłam Kokę i znów umówiłyśmy się na wieczorny spacer Koki i zabieg.

Tego dnia świeciło bardzo mocno słoneczko i było ciepło, miałam więc otwarte drzwi balkonowe by Koka mogła wychodzić sobie na balkon i wygrzewać się na słoneczku. Przed południem wleciał mi do mieszkania czarny motyl?!? Pierwszy raz widziałam takiego i przestraszyłam się, że znów coś złego wlazło mi do mieszkania mimo iż kilka razy dziennie powtarzam jak mantrę słowa „Nikt bez mojego zaproszenia nie ma prawa wejść do mojego domu”. Szybko złapałam tegoż motyla i wypuściłam na dwór. Moje obawy okazały się słuszne. Wieczorem mój synek nie chciał ode mnie ReiKi. Hmmm... Pomyślałam no OK, nic na siłę, może następnego dnia. Zachowywał się też bardzo dziwnie. A zaczęło się tak niewinnie...

Przyszłam do jego łóżeczka by dać mu buziaka na dobranoc. Synek jednak podstawił mi pluszowego psa. Bardzo nie lubię gdy to robi bo kłaki z pluszaka włażą do buzi – ble, nic przyjemnego. Wyszłam więc od niego mówiąc, że nie przyszłam pocałować pieska tylko jego i że to on jest dla mnie najważniejszy i jego w pierwszej kolejności chcę pocałować a później możemy negocjować czy dam buziaka pluszakowi, czy nie. W tym momencie jakby coś wstąpiło w moje dziecko. Zaczął żądać, że mam do niego przyjść i towarzyszyło temu walenie piąstką w meble i ścianę. Powiedziałam, że jak tak będzie się zachowywał to nic tym nie osiągnie i na pewno do niego nie przyjdę jak nadal będzie walił piąstkami. Uderzył jeszcze kilka razy w łóżko oraz ścianę i ucichło. Nagle jednak słyszę, że cicho szlocha. Przyszłam do niego i zapytałam co się stało, a on odpowiedział, że nie wie, tylko tak nagle zrobiło mu się smutno i zaczął zanosić się płaczem wtulając się we mnie.

Po tej akcji wiedziałam już, że coś jest nie tak. Napisałam szybko do Justyny (mojej Sensei) i opisałam jej całe zdarzenie łącznie z tym motylem. Justyna skontaktowała się z Marcinem o którym wspominałam wcześniej i otrzymałam taką to informację cyt.” Marcin twierdzi że Ty przyciągasz jednak, ale do Ciebie nie mogą się dobrać dlatego atakują dziecko bo jest bezbronne i słabe.". RANY BOSKIE!!! Skurkowane wiedzą jak we mnie uderzyć bo mój synek jest całym moim światem i sensem mojego życia, dlatego pewnie w taki sposób się manifestują. Justyna wcześniej uprzedzała mnie, że teraz w świecie astralnym będę bardziej świecić i to może przyciągać mniej lub bardziej dokuczliwe osobliwości. Jedno co mnie w tym całym doświadczeniu podniosło na duchu to to, że mi nie mogą nic zrobić a o swojego synka muszę inaczej zadbać. Coś czuję, że w najbliższym czasie stanę się kopalnią wiedzy na temat amuletów ochronnych i talizmanów. No nic, muszę poszukać informacji na temat tychże rzeczy i zaopatrzyć dziecko w ochronę.

Późnym wieczorem poszłam po Kokę by wyprowadzić ją na spacerek i wykonałam kolejny zabieg jej właścicielce. Tym razem czakra gardła już nie chłonęła tyle energii, ale jak przyłożyłam ręce w miejsce gdzie są oskrzela to tam grzało mocno. Na koniec znów przyłożyłam ręce na stopy i tym razem energia płynęła intensywnie. Z tego wynika, że rano było w miarę OK i potrzeba było mniej energii ReiKi co stopy dobitnie pokazały lub, mam jeszcze jedną teorię do rozpatrzenia, możliwe, że powstał jakiś zator.

Muszę właśnie dojść do tego kiedy wyczuwam zatory czy to nie manifestuje się właśnie uczuciem chłodu. Otóż właśnie rano to poczułam u Pani Beaty z tyłu głowy i na stopach. Na razie to jest jeszcze dla mnie zagadką. Każdy adept I czy kolejnego stopnia odczuwa inaczej ReiKi, więc muszę zwracać na to bacznie uwagę – w jakich okolicznościach pojawia się ten chłód.

Po powrocie do domu zrobiłam sobie autozabieg z intencją uspokojenia się (zważywszy na to co przytrafiło mi się kilka godzin wcześniej z synkiem), zrównoważenia i poprosiłam o danie mi siły by walczyć z "ciemną stroną mocy" – że tak powiem żartobliwie :).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz