Między pierwszym i drugim stopniem minęły trzy miesiące, nawet więcej bo ponad cztery. Czułam się gotowa do otrzymania drugiego stopnia o wiele wcześniej, ale cierpliwie czekałam wyznaczony czas. Teraz mamy luty i muszę się pochwalić, że przez ten czas, czyli od września 2012r. do lutego 2013r. Tylko dwa razy złapał mnie wirus i tylko raz mojego synka :) Choroby przeszły łagodnie i obyło się bez antybiotyków, wystarczyła energia, krople do nosa i witamina C. Teraz właśnie zmagam się z tym drugim wspomnianym wcześniej wirusem, ale bez lekarza. Co prawda, jestem osłabiona przez ciągły katar i bule głowy, ale jakoś egzystuję :). Cieszy mnie, że będę mogła przetestować mocniejszą energię i znaki na sobie akurat w takim momencie. Pozwoli mi to rzetelnie ocenić efektywność i „moc” energii II stopnia.
Zatem do dzieła!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz