środa, 14 listopada 2012

Dwudziesty pierwszy dzień oczyszczana – ostatni.

14-10-2012r.
Dzisiaj ostatni dzień oczyszczania. Ale ten czas szybko zleciał! Postanowiłam sobie, że mimo iż teoretycznie od jutra nie muszę siebie reikować to co jakiś czas będę to robić nawet gdy nie będzie mnie brać żadna choroba. Ciekawa jestem czy wytrwam w tym postanowieniu :).

Wstałam jak zwykle obolała. Nie wiem, czy w miejscu gdzie stoi wersalka na której śpię jest jakaś żyła wodna, czy może moje „legowisko” jest po prostu niewygodne. Trudno, wyśpię się u siebie.

Przed południem mój synek ciągle „jeździł” ręką po nosie więc w końcu powiedziałam żeby wydmuchał nos. Z dziurki, którą dzień wcześniej miał zapchaną podczas dmuchania zaczęła lecieć krew. Żeby nie było, że wyolbrzymiam to to nie była jakaś smużka krwi na chusteczce tylko centralnie kapały mu krople na podłogę. Trochę się przeraziłam, ale kontynuowaliśmy oczyszczanie nosa aż nie opróżnił go całkowicie. Wyszły z tego dwie chusteczki, czyli znów za parę dni byłby chory bo zatokę miał kompletnie zawaloną! Mam nadzieję, że przez to, że je udrożniłam energią ReiKi unikniemy zapalenia zatok i kolejnych antybiotyków. Po opróżnieniu nosa synek siedział jeszcze chwilę ze spuszczoną głową aż krew nie przestała lecieć i na tym skończyliśmy. Pewnie podczas udrożnienia zatoki ilość wydzieliny uszkodziła jakąś żyłeczkę w przewodzie nosowym i stąd krwawienie tylko z jednej dziurki.

Przy obiedzie poruszyłam temat samopoczucia i odczuć mojej mamy po zabiegach z poprzedniego dnia. Nie spodziewałam się rewelacji bo z jej kilkudziesięcioletnimi chorobami tak szybko się nie wygra, ale powiedziała mi, że miała bardzo realistyczny sen.
Śniło się jej, że nasza ziemia osiągnęła wyższą gęstość (4 gęstość lub 5 wymiar – określenia te są równoważne i stosowane zamiennie) i byliśmy tam razem. Nie było naszego domu, byliśmy na łonie natury. Było inaczej niż teraz – ładniej, ale mama martwiła się co teraz będzie z nią bo nie ma swoich leków. Gdy skończyła opowiadać uspokoiłam ją, że jeżeli prawdziwą jest teoria o podnoszeniu wibracji Gai i naszych to, gdy do tego dojdzie, jej nie będą już potrzebne żadne leki. Będzie po prostu zdrowym człowiekiem. Mam nadzieję, że ją uspokoiłam, choć sama nie wiem czy mam wierzyć w tę teorię, choć jest bardzo prawdopodobna. No nic, pożyjemy zobaczymy. Tak naprawdę to już niedługo bo za dwa miesiące z hakiem ma ten proces się rozpocząć.

Muszę przyznać, że czuję się bardzo zmęczona po reikowaniu mojej mamy. Po synku, mojej babci, po siebie samej a nawet po Pani Beacie, która była chora nigdy nie czułam się tak zmęczona. A myślałam, że tylko bioenergoterapeuci mają ten problem i mnie to ominie z racji, że jestem przekaźnikiem (kanałem) dla energii. A może to tylko zbieg okoliczności i po prostu dwie niezbyt komfortowe noce dały o sobie znać? Całkiem możliwe, nie wykluczam tego.
Jadąc samochodem do swojego domu miałam ciężkie powieki i najchętniej zjechałabym gdzieś i zdrzemnęła choć godzinkę. Niestety nie mogłam tego zrobić, bo z tyłu siedział mój synek a za oknem robiło się szaro. Do domu i tak zajechaliśmy gdy było już ciemno. Niestety jesienią szybciej słońce zachodzi. Jakieś pięć minut przed dotarciem do domu afirmowałam sobie wolne miejsce parkingowe (po 15:00 z tym jest duuuży problem) i udało się, stanęłam pod swoim blokiem. Rozpakowałam więc bagażnik i zrobiłam trzy kursy by wszystko pownosić. Robiłam to już z niemal zamkniętymi ze zmęczenia oczami. Posiedziałam chwilę by zanotować dzisiejsze wydarzenia. Pozostał jeszcze wieczorny autozabieg i w końcu spać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz