czwartek, 15 listopada 2012

Podsumowanie Jedynki.

Każdy czuje energię ReiKi inaczej i u każdego pierwsze dni mogą być różne. Ja opisałam w sumie moje pierwsze 23 dni kontaktu z nią. Może te informacje komuś się przydadzą, może nie. Mam nadzieję, że lektura ta będzie miłą odskocznią od codzienności i że nikogo nie zanudzi ;).

Prawdę powiedziawszy po tych 21 dniach oczyszczania spodziewałam się ciekawszych rzeczy, które mogą mi się przytrafić. Czytając opisy innych osób po inicjacji, którym przytrafiały się niesamowite doznania i przygody - czuję niedosyt, ale jeszcze wszystko przede mną. Najwidoczniej zaczynam się dopiero rozkręcać i życie nie raz mnie pozytywnie zaskoczy – taką mam nadzieję.

W ciągu tego czasu pojawiło się kilka pytań dotyczących samej energii ReiKi jak i kilka nie związanych z nią bezpośrednio. Dla przypomnienia wypiszę je poniżej:

  1. Czy z czasem odczuwanie energii wzmocni się?
  2. Dlaczego w jednej dłoni czuję zdecydowanie słabiej energię?
  3. Dlaczego „poparzyłam” sobie czakrę dłoni? Ból utrzymywał się ponad 24 godziny.
  4. Co może oznaczać czarny motyl?
  5. Czy jest ograniczenie co do ilości intencji podczas jednego zabiegu?
  6. Czy po I stopniu jest mimo wszystko możliwe wysłanie energii na odległość np. w postaci kuli za pośrednictwem Anioła Stróża?
  7. Czy wibracje całego ciała jest normalnym zjawiskiem?
  8. Czy Nauczyciel może związać się znakiem ze swoim Uczniem?
  9. Czy po reikowaniu pacjenta można czuć się ekstremalnie zmęczonym?

W międzyczasie znalazłam też informacje co znaczą znaki, które występują po drugim stopniu. Wyjaśnienia są całkiem sensowne, więc dla osób, które myślą, że zahaczają one o magię i z tego powodu wzbraniają się przed przystąpieniem do inicjacji II stopnia mówię, że nie trzeba ich wcale stosować, to jest wolny wybór każdego z nas. Przytoczę fragment z wątka na forum: www.cheops.darmowefora.pl/index.php?topic=672.275. Cytat jednej z wypowiedzi:

"Pyt. chciałem sprawdzić autentyczność znaków reiki 1znak.

Odp. en-ki klucz znam ten znak jest to klucz zabezpieczający zarówno przed utratą energii jak również zabezpiecza się człowieka któremu przekazujesz energię, zabezpieczasz po to żeby na czas terapii energia którą ty będziesz przekazywał nie była pobierana przez kogo innego, a zostawała u danej osoby która, terapię przechodzi. Nazywam to kluczem. Klucz stosuje się przy różnych okolicznościach, przed wampiryzmem energetycznym, ogólnie jako zabezpieczenie.
Pyt. następny znak2 .

Odp. En-ki Kiedy już zabezpieczysz osobę, która się poddaje zabiegowi kluczem do terapii czyli takiej mocniejszej terapii, wymyślono wiele lat temu drugi klucz czyli znak który otwiera czakram. Tym znakiem możesz otworzyć każdy czakram u człowieka. Nie jest podczas zabiegu powiedziane, którym czakramem energia będzie pobrana do organizmu, więc znak ten wpisujesz powiedzmy na wszystkich czakramach, a energia się sama pokieruje do organizmu. To wszystko jest proste bez skomplikowanych słów czy czynów, w prostocie jest siła.

Pyt. następny znak3 czy tym znakiem przesyłamy energię na odległość?

Odp. En-ki i tutaj możesz nie musisz tego znaku używać przede wszystkim przy przesłaniu na odległość, kiedy masz do tego zdjęcie danej osoby, która ma być leczona, to z tyłu żeby ułatwić tą między tobą a tamtą osobą bo energia musi płynąć na odległość, wpisujesz te znaki na odwrocie zdjęcia i kiedy siadasz do przesyłania energii na odległość najlepiej mieć wtedy zdjęcie i kładziesz ręce na zdjęciu wraz z tym wypisanym znakiem i wtedy jest już wiadome ze energia twoja energia wysyłana nie zginie gdzieś po drodze, ale trafi do adresata i to jest cały sekret.

Pyt. mam jeszcze taki znak?

Odp. En-ki Wszystkie te znaki są naprawdę poza tymi podstawowymi, które były pokazane na początku nic nie znaczą, więcej to twoja sugestia siła i wiara będzie czynić ten cud uzdrowienia. To jest właściwie potrzebne nie dla ciebie a dla ludzi, którzy potrzebują coś namacalnego powiedzmy ze takie kreseczki im w tym pomogą, używaj tych pierwszych trzech znaków.

Pyt. czy ja jako reikowiec mogę inicjować ludzi chciałbym usłyszeć od Ciebie potwierdzenie czy mogę czy nie.

Odp. En-ki Potwierdzenie dostaniesz, a zanim odpowiem na twoje pytanie zadam tobie pytanie, pytanie zasadnicze. Co czujesz bo to głównie jest uzależnione od ciebie. każdy może zostać nauczycielem bo to jest tylko powiedzmy zawód, zapłaciłeś to otrzymałeś stopień nauczyciela, ale to jest tylko papier. Najważniejsze jest co czujesz do ludzi, których szkolisz, czy robisz zabiegi.
...
...
prawdziwy nauczyciel terapeuta reiki oprócz inicjacji, której daje, daje miłość, albo swoim zachowaniem ciepłem emanuje czym pokazuje miłość to też jest do wyzwolenia...

pyt. Jeśli mógłbym prosić o instrukcję do połączenia się ze światem duchowym.

Odp. En-ki Czy wiesz co to jest medytacja tak to już dużo wiesz, najczęściej nawiązywane kontakty są ze światem ducha podczas medytacji i wcale nie trzeba medytować długo wystarczy nawet kilka minut, ale trzeba wejść w głęboki stan medytacji i właśnie tym sposobem będziesz mógł powoli nawiązywać kontakt ze światem ducha, ale tutaj musisz uruchomić wiarę i na przykład podczas zabiegu wykonywanym przez ciebie, kiedy zaczynasz i prosisz o pomoc o energię wtedy tak naprawdę stajesz się kanałem i użyczasz swoich rąk, bo bez tej współpracy z energiami świata nic nie byli byście wstanie zrobić. Więc przed takim przystąpieniem do zabiegu prosisz o wsparcie o pomoc i to ze oddajesz swoje ręce i to jest wszystko."

I tym optymistycznym akcentem żegnam się i pozdrawiam wszystkich :).


Aneta


Szczere podziękowania dla Justyny mojej Sensei dzięki której mogę cieszyć się radością posługiwania i obdarowywania moich bliskich energią ReiKi.

środa, 14 listopada 2012

Dwudziesty pierwszy dzień oczyszczana – ostatni.

14-10-2012r.
Dzisiaj ostatni dzień oczyszczania. Ale ten czas szybko zleciał! Postanowiłam sobie, że mimo iż teoretycznie od jutra nie muszę siebie reikować to co jakiś czas będę to robić nawet gdy nie będzie mnie brać żadna choroba. Ciekawa jestem czy wytrwam w tym postanowieniu :).

Wstałam jak zwykle obolała. Nie wiem, czy w miejscu gdzie stoi wersalka na której śpię jest jakaś żyła wodna, czy może moje „legowisko” jest po prostu niewygodne. Trudno, wyśpię się u siebie.

Przed południem mój synek ciągle „jeździł” ręką po nosie więc w końcu powiedziałam żeby wydmuchał nos. Z dziurki, którą dzień wcześniej miał zapchaną podczas dmuchania zaczęła lecieć krew. Żeby nie było, że wyolbrzymiam to to nie była jakaś smużka krwi na chusteczce tylko centralnie kapały mu krople na podłogę. Trochę się przeraziłam, ale kontynuowaliśmy oczyszczanie nosa aż nie opróżnił go całkowicie. Wyszły z tego dwie chusteczki, czyli znów za parę dni byłby chory bo zatokę miał kompletnie zawaloną! Mam nadzieję, że przez to, że je udrożniłam energią ReiKi unikniemy zapalenia zatok i kolejnych antybiotyków. Po opróżnieniu nosa synek siedział jeszcze chwilę ze spuszczoną głową aż krew nie przestała lecieć i na tym skończyliśmy. Pewnie podczas udrożnienia zatoki ilość wydzieliny uszkodziła jakąś żyłeczkę w przewodzie nosowym i stąd krwawienie tylko z jednej dziurki.

Przy obiedzie poruszyłam temat samopoczucia i odczuć mojej mamy po zabiegach z poprzedniego dnia. Nie spodziewałam się rewelacji bo z jej kilkudziesięcioletnimi chorobami tak szybko się nie wygra, ale powiedziała mi, że miała bardzo realistyczny sen.
Śniło się jej, że nasza ziemia osiągnęła wyższą gęstość (4 gęstość lub 5 wymiar – określenia te są równoważne i stosowane zamiennie) i byliśmy tam razem. Nie było naszego domu, byliśmy na łonie natury. Było inaczej niż teraz – ładniej, ale mama martwiła się co teraz będzie z nią bo nie ma swoich leków. Gdy skończyła opowiadać uspokoiłam ją, że jeżeli prawdziwą jest teoria o podnoszeniu wibracji Gai i naszych to, gdy do tego dojdzie, jej nie będą już potrzebne żadne leki. Będzie po prostu zdrowym człowiekiem. Mam nadzieję, że ją uspokoiłam, choć sama nie wiem czy mam wierzyć w tę teorię, choć jest bardzo prawdopodobna. No nic, pożyjemy zobaczymy. Tak naprawdę to już niedługo bo za dwa miesiące z hakiem ma ten proces się rozpocząć.

Muszę przyznać, że czuję się bardzo zmęczona po reikowaniu mojej mamy. Po synku, mojej babci, po siebie samej a nawet po Pani Beacie, która była chora nigdy nie czułam się tak zmęczona. A myślałam, że tylko bioenergoterapeuci mają ten problem i mnie to ominie z racji, że jestem przekaźnikiem (kanałem) dla energii. A może to tylko zbieg okoliczności i po prostu dwie niezbyt komfortowe noce dały o sobie znać? Całkiem możliwe, nie wykluczam tego.
Jadąc samochodem do swojego domu miałam ciężkie powieki i najchętniej zjechałabym gdzieś i zdrzemnęła choć godzinkę. Niestety nie mogłam tego zrobić, bo z tyłu siedział mój synek a za oknem robiło się szaro. Do domu i tak zajechaliśmy gdy było już ciemno. Niestety jesienią szybciej słońce zachodzi. Jakieś pięć minut przed dotarciem do domu afirmowałam sobie wolne miejsce parkingowe (po 15:00 z tym jest duuuży problem) i udało się, stanęłam pod swoim blokiem. Rozpakowałam więc bagażnik i zrobiłam trzy kursy by wszystko pownosić. Robiłam to już z niemal zamkniętymi ze zmęczenia oczami. Posiedziałam chwilę by zanotować dzisiejsze wydarzenia. Pozostał jeszcze wieczorny autozabieg i w końcu spać.

wtorek, 13 listopada 2012

Dwudziesty dzień oczyszczania.

13-10-2012r.
Rano wstałam przed Koką. Gdy usłyszała, że się krzątam leniwie na mnie popatrzyła ale nie miała zamiaru wstawać. Dalej leżała pod kołderką. Dopiero jak poczuła szyneczkę, którą miałam na kanapce to łaskawie zwlekła się i patrzyła swoimi słodkimi ślepkami bym dała jej kawałek. Oczywiście, ze się podzieliłam a w tym czasie co Koka jadła ja mogłam spokojnie złożyć łóżko. Przed 9:00 przyszła Pani Beata i wzięła pieska a ja do 10:00 zdążyłam poodkurzać i umyć sanitariaty. Chwilę po dziesiątej zawinęłam się do samochodu i ruszyłam w podróż po mojego synka do domu moich rodziców.

Na drodze było w miarę spokojnie, pewnie z racji, że to sobota i godziny przedpołudniowe. Po trzech godzinach dotarłam na miejsce. Synek bardzo się ucieszył, że (jak to on powiedział) w końcu jestem. Ledwo weszłam do domu od razu zapowiedziałam by moja mama przygotowała się do zabiegu ReiKi. Chciałam zrobić jej trzy seanse podczas mojego pobytu. Jeden teraz, drugi wieczorem i trzeci jutro przed moim wyjazdem.

Nie wiem czy wcześniej pisałam, ale moja mama ma bardzo dużo schorzeń i zdaję sobie sprawę, że trzy zabiegi mogą nie przynieść spektakularnych wyników. Lepsze jednak trzy niż nic. Ze względu na nią coraz bardziej chcę zrobić II stopień ReiKi by móc przesyłać do niej energię codziennie.
Dopiero gdy robiłam jej zabieg zrozumiałam, że w momencie gdy czuję w dłoniach lodowate zimno to oznacza blokadę. Trzymając w takim zblokowanym miejscu ręce co jakiś czas strzepywałam dłonie aż nie poczułam całkowitego ciepła. Mama powiedziała, że nawet gdy ja odczuwałam zimno w dłoniach to ona miała ciepło, ale gdy blokada puściła czuła wzmożone ciepło. W końcu to rozszyfrowałam. Czyli jedna z zagadek rozwikłana :).

Wieczorem zrobiłam też skrócony zabieg dziecku, bo w ciągu dnia pokasływał i miał zapchaną jedną dziurkę nosa. Trzymałam dłonie na czole (zatoki), gardle i stopach. Po nim przyszedł czas na moją mamę. Tak samo jak podczas popołudniowego pierwszego zabiegu siedziałam przy niej ponad godzinę i muszę powiedzieć, że byłam zmęczona (taka jakby wyssana z energii). Autozabieg robiłam już na „oparach” (ostatkiem sił) i zasnęłam jak kamień.

poniedziałek, 12 listopada 2012

Dziewiętnasty dzień oczyszczania.

12-10-2012r.
Ostatni dzień szkolenia. Gdzieś tak w środku wykładu bateria w komórce zaczęła pikać, że zaraz się wyczerpie. Spróbowałam ją choć trochę podładować ReiKi. Niestety nic z tego. Po pierwsze ciężko się skupić gdy trzeba słuchać co wykładowca tłumaczy, po drugie jedną ręką trzeba klikać w komputerze a drugą energetyzować komórkę. No nie udało się, ale jeszcze kiedyś sprawdzę czy da się to zrobić. W zimie jak autko nie będzie chciało się uruchomić to też będę próbować wykorzystać ReiKi :). Także sporo jeszcze testów przede mną a z czasem na pewno jeszcze coś wymyślę.
Szkolenie skończyliśmy pół godziny wcześniej i dobrze bo dzisiaj piesek pani Beaty u mnie nocuje :). Ciekawa jestem jak to będzie. Po szkoleniu pojechałam do domu i pół godziny później Koka u mnie już była. Dałam jej kość piszczącą i walczyła z nią półtora godziny aż nie zepsuła piszczałki. Tak ta walka ją zmęczyła, że o 22:00 nie miała ochoty na spacer. Musiałam z nią wyjść bo to jej ostatni spacer dzisiejszego dnia. Kiedy wyszłyśmy to chodziłyśmy godzinę. Czekałam aż zrobi kupkę a tu nic. Nie miałam serca dłużej ją po nocy ciągać, więc zabrałam do domu i rozłożyłam łóżko. Od razu wpakowała się na nie i ulokowała po mojej stronie. Kilka razy musiałam ją przeganiać na drugą stronę aż w końcu ustąpiła. W nocy budziła mnie parę razy trącając nosem. Nie wiedziałam o co jej chodzi. Dopiero za czwartym razem gdy trąciła krawędź kołdry zrozumiałam, że chciała wejść pod kołdrę. Gdyby ktoś ją zobaczył to parsknął by śmiechem. Leżała jak człowiek przykryta po szyję :).

Wcześniej jeszcze w czasie gdy piesek odpoczywał po rozpracowaniu piszczałki w gumowej kości a wyjściem na wieczorny spacer czytałam sobie wątek o ReiKi na forum: www.cheops.darmowefora.pl. Zaciekawiła mnie jedna z informacji. Otóż podobno Nauczyciel może (ale nie musi) związać swojego Ucznia ze sobą znakiem. Hmmm... Bardzo to ciekawe. Prawdopodobnie to połączenie działa w ten sposób, że wtedy gdy Uczeń korzysta z energii to tym samym jakby wzmacnia działanie ReiKi swojego Sensei. Ile w tym prawdy – nie wiem, ale z ciekawości spytam się Justyny. Najlepiej pytać u źródła :). Osobiście ten fakt mi nie przeszkadza bo fajnie by było gdybym mogła dodatkowo wzmocnić jej energię. W końcu to dzięki niej mam dostęp do energii Reiki, więc i ona niech coś z tego ma, a co! Później pomyślałam jednak, że gdyby to wzmocnienie energii Mistrza miało by odbywać się kosztem mocy energii Ucznia to już gorzej. Można by to nazwać pasożytowaniem a taki układ jest już niefajny.
Pierwszego dnia oczyszczania pisałam, że w prawej ręce mocniej czuję ciepło niż w lewej. Czyżbym na lewej miała znak łączący mnie z Justyną? Nie wiem, nie będę już snuć domysłów na ten temat, po prostu zapytam ją i tyle. Aha, jeszcze jako ciekawostkę wspomnę, że ten znak wiążący z Nauczycielem można zdjąć, najlepiej gdyby sam Sensei to zrobił.

Znalazłam też ciekawy artykuł w internecie o demonach i ich roli w życiu śmiertelnika: www.fioletowyplomien.com/ochrona. Autor ma bardzo ciekawe przemyślenia. My jako ludzie gdy dowiemy się, że przy nas kręci się jakiś demon, niedobry byt czy duch to zaraz chcemy go przepędzić a może się okazać, że nie zawsze będzie to korzystne dla nas. Zacytuję może fragment dla zobrazowania tematu: cyt.
” (…) Tak się na naszej planecie nieszczęśliwie porobiło, że zupełnie zachwiana została równowaga. W pradawnych czasach demony na równi z aniołami służyły ludziom pomocą. Anioły łączyły nas ze światami subtelnymi i prowadziły do absolutu, demony zaś łączyły nas z żywiołami Ziemi, rządziły materializacją woli, pasją życia (...)”.
No tak, prawdę powiedziawszy faktycznie nasze pasje możemy zawdzięczać „złej stronie mocy”. Sama zauważyłam, że od kiedy BYT został usunięty z mojego mieszkania nie mam ochoty siadać do rzeźbienia. A może to tylko tymczasowy zastój nie związany z niczym innym jak moją weną lub wręcz jej brakiem w obecnej chwili? Moim hobby jest rzeźbienie w masach polimerowych fantazyjnych postaci np. elfów, syren i tym podobnych. A co tam, pochwalę się.
Jeszcze tylko wspomnę, że przed spaniem, jak co wieczór, zrobiłam sobie autozabieg. A poniżej prezentuję zdjęcia moich kilku dzieł:



rys. 10. Neitiri z filmu pt. "AVATAR".



rys. 11. Viktoria "Be my Valentine".


rys. 12. Archanioł Gabriel zrobiony dla mojej siostry.



rys. 13. Jezus na krzyżu


rys. 14. Temida - Bogini sprawiedliwości.



rys. 15. Syrena.



rys. 16. Elf i żaba. To moja najmniejsza figurka – około 15cm.




rys. 17. Cali – lalka z ruchomymi stawami -BJD.

niedziela, 11 listopada 2012

Osiemnasty dzień oczyszczania.

11-10-2012r.
Z tego wszystkiego (przykre wiadomości wieczorne o Badim) nie napisałam wczoraj, że w czasie przerwy podczas kursu wywiązała się ciekawa rozmowa na temat Biblii, usunięcia z niej niewygodnych dla Kościoła Ewangelii oraz o czakrach, demonach, wampirach energetycznych itp. Na temat Biblii i pochodzeniu człowieka mogę dyskutować godzinami bo bardzo lubię o tym rozmawiać. Wczoraj u jednego z uczestników zasiałam ziarno zwątpienia i dzisiaj był odzew. Facet nie wytrzymał i zaczął szukać informacji na temat trzeciego syna Adama i Ewy – Seta i przyznał mi rację, że faktycznie taka postać istniała. Dzisiaj rzuciłam temat żony Kaina, że nie była jego siostrą więc skąd się wzięła? Co prawda była jego przyrodnią siostrą ale nie siostrą w pierwszej linii jak niektórzy podejrzewają. Większość ludzi nie zastanawia się nad nieścisłościami jakie człowiek napotyka czytając Biblię. Ciekawe czy Łukasz (bo tak ma na imię dyskutant) znajdzie jakieś informacje na ten temat. Zobaczę czy jutro coś o tym wspomni. Jak będzie zainteresowany to dam mu do poczytania pliki w formacie pdf. Są to trzy części dość obszernego artykułu pt. „Gwiezdny Ogień - Złoto Bogów” część 1, część 2 i część 3 w którym zawarte są przemyślenia i dociekania prawdy autora tegoż tekstu na temat pochodzenia człowieka oraz (co mnie najbardziej interesowało) proszku białego złota ORME.
Proszek ten ponownie został odkryty przez Davida Hudsona a znany jest od starożytności pod takimi nazwami jak: Manna, Eliksir Życia, Gwiezdny Ogień lub Kamień Filozoficzny. Można o tym poczytać w internecie np. tutaj: www.sm.fki.pl/SMN.php?nr=bialy_proszek_zlota – tytuł: Czy kamień filozoficzny naprawdę już istnieje? - trzeba się przebić przez reklamy prawie do połowy strony by przeczytać wspomniany artykuł lub tutaj w pdfie. ORME to panaceum na wszystkie choroby naszej cywilizacji a koncerny farmaceutyczne blokują informacje o nim bo by po prostu zbankrutowały. Koncerny te blokują wiele informacji np. o ziołach i ich mieszankach, które także leczą w naturalny sposób większość chorób. Gdyby te informacje były ogólnie dostępne to kto wtedy płaciłby im za chemicznie tworzone nieudolne substytuty tychże roślin? Każdy poszedłby, dajmy na to, na pole i sam sporządził lek.
To samo dotyczy energii elektrycznej i ropy naftowej. Tak naprawdę nie są potrzebne, ale by pieniądz był w obiegu światowi potentaci blokują informacje o możliwości uzyskania darmowej energii. Dla dociekliwych polecam lekturę dotyczącą wynalazku Tesli, zaznajomienie się z zasadą działania torusa i energii kosmicznej. Jak to wszystko połączymy powstanie nam perpetum mobile :).

W czasie dzisiejszego szkolenia uczestnicy zaczęli się umawiać na wspólne wyjście. Z chęcią bym też poszła gdyby to spotkanie było zaraz po szkoleniu. Oni jednak ustalili godzinę 19:00. No niestety o tej porze nie chce mi się jechać do Poznania by posiedzieć godzinę, czy dwie i wracać do domu. Wypisałam się więc z wspólnego wypadu na miasto.

Moja mama wychodzi jutro ze szpitala. Bardzo się cieszę bo przetrzymali ją tydzień dłużej. Ja też nie lubię szpitali, dlatego przykro mi było gdy musiała zostać dłużej, ale na szczęście jeszcze kilkanaście godzin i będzie w swoim domku. Mój synek też się pewnie ucieszy bo ciężko coś dogaduje się z prababcią. Zresztą nie dziwię mu się bo ja też mam ten sam problem. Moja Babcia to kochana kobieta, ale nie da się jej niczego wytłumaczyć. A szkoda, bo gdyby chciała chociaż wysłuchać kogokolwiek ze zrozumieniem to nasze współistnienie byłoby przyjemniejsze.

Wieczorem wykonałam autozabieg i słuchałam sobie pliku pięciominutowego o którym wcześniej pisałam i poszłam spać.

sobota, 10 listopada 2012

Siedemnasty dzień oczyszczania.

10-10-2012r.
A jednak wczorajszy dzień nie skończył się tak szybko i nie był tak nudny bo jeszcze była przecież noc! Bardzo ciekawa noc... Nie wiem czy pierwszy sen (to nawet nie był sen) był wywołany odsłuchaniem kilka godzin wcześniej nagrania o którym wspominałam, czy czymś innym, ale doznanie było niesamowite. Leżałam już w łóżku. Miałam zamknięte oczy i nagle zrobiło się bardzo jasno tak jakbym miała otwarte oczy i letnie słońce świeciło na moją twarz. To letnie, ciepłe słońce padało na moją buzię przez liście drzew, można by powiedzieć, że to były promyki słońca przemykające pomiędzy gałązkami i były bardzo ciepłe, naprawdę bardzo ciepłe ponieważ fizycznie rozgrzewały mi buzię (po prostu było mi ciepło w twarz) i uczucie to było mega przyjemne. Uśmiechnęłam się i zaraz zasnęłam.

Ale to jeszcze nie koniec. Od dłuższego czasu nic mi się nie śniło i nagle BAM! Bardzo realistyczny sen z podtekstem erotycznym ;). Byłam w jakimś hotelu – ponurym i starym. Znajdowało się tam sporo ludzi. Korytarze wiły się jak w labiryncie, ale doskonale wiedziałam jak się w nich poruszać. Na dworze było szaro, godzinę można by określić gdzieś na 22:00 a porę roku na lato. Weszłam do sporej sali, można by powiedzieć bankietowej i wszyscy się na mnie patrzyli gdy rozglądałam się z ciekawością idąc przez nią. Chyba trwało jakieś przyjęcie. Wyglądało na to, że wszyscy się znają, więc ktoś nowy taki jak ja przykuł ich uwagę. Zauważyłam, że wszyscy byli idealni niezależnie od wieku, nawet 50-cio i 60-cio latkowie super się trzymali a ich wiek zdradzał jedynie kolor włosów i wąsów u niektórych panów. Przeszłam całą salę i skierowałam się do drzwi na jej drugim końcu. Kiedy do nich już podchodziłam, usłyszałam za sobą szepty.
Kiedy wyszłam za drzwi znalazłam się na ulicy wyłożonej taką szarą kostką brukową jaka była używana w latach chyba '70 dwudziestego wieku. Było bardzo miło, rześko i ciepło mimo później pory. Ktoś do mnie podszedł z pudełkiem wyglądającym jak walizka, otworzył je i powiedział żebym wybrała sobie jakiś pierścionek. Dodał, że muszę go mieć by być chroniona. Wiedziałam, że od tego jaki symbol wybiorę zależy to co dalej będzie się ze mną działo, nie poddawałam więc jego słów w wątpliwość i wzięłam to pudło. Zrobiłam kilka kroków i weszłam do czegoś takiego co przypominało budkę telefoniczną by ze spokojem przejrzeć jego zawartość. Po ulicy kręciło się sporo ludzi i rozpraszaliby mnie więc skryłam się tam. Kiedy otworzyłam pudło zobaczyłam, że oprócz pierścieni, sygnetów były też kolczyki, bransoletki i łańcuszki. Na wszystkich były różne symbole. Zaczęłam się zastanawiać (jak to kobieta ;P) i nie mogłam się zdecydować. Nagle ta osoba (nie mogę sobie przypomnieć czy to była kobieta czy mężczyzna) puka nerwowo w drzwiczki bym się pospieszyła, ja jednak nadal nie mogłam się zdecydować, nagle ta postać otworzyła gwałtownie drzwi i zaczęła mnie wyciągać mówiąc cyt.”Szybko! Musimy uciekać!”. Chwyciłam więc jakiś pierścień (mignął mi tylko niebieski kolor tworzący jakiś symbol) i zostałam wyciągnięta siłą z budki. Powiedziałam: „Zaraz, ale tam została cała reszta, poczekaj, wrócę po to”, w odpowiedzi usłyszałam: „Nie! Uciekaj!”. Gdy się obejrzałam budka wyleciała w powietrze, bez dźwięku, po prostu rozbłysła i zniknęła. ??? Przestraszyłam się, odwróciłam i zaczęłam iść brukowaną drogą szybkim krokiem przed siebie mijając po drodze wysokie szare domy. Gdy ochłonęłam zwolniłam kroku i szłam spacerkiem kierując się do hotelu w którym wcześniej byłam. Wychynęłam zza roku i zobaczyłam śliczne tańczące kobiety w przezroczystych egipskich szatach przypominających krojem stroje do tańca brzucha. Wyraźnie tańczyły dla mnie. Czyżby próbowały mnie uwieść tym tańcem? Przechodząc między nimi pomyślałam sobie, że ten kto je wysłał chyba nie wie jakiej jestem orientacji.
Zrobiłam kilka kroków i byłam już niedaleko mojego hotelu. Tym razem zobaczyłam pięknych młodych tancerzy o idealnych ciałach. Wszyscy byli w obcisłych bokserkach prócz jednego, który tańczył tyłem do mnie. Z tyłu powiewał mu krótki kawałek materiału przepasany w biodrach. Gdy się obrócił był nagi. Zlękłam się i przyspieszyłam kroku. Niestety tańczyli oni bezpośrednio przed wejściem do hotelu, więc musiałam przejść między nimi. Gdy mijałam tę grupę tancerzy, nagle ktoś chwycił mnie za rękę. Aż podskoczyłam i zaczęłam biec po schodach. Tego kogoś dłoń nadal trzymała mnie za przedramię, ale jego nie widziałam tylko rozciągniętą jak guma rękę. Teraz jak to opisuję to przypomniał mi się Mr Fantastic z filmu „Fantastyczna 4”. Wracając do tematu... Stanęłam jak wryta i pomyślałam sobie, że on jest jakimś zmutowanym człowiekiem, albo nawet nie jest człowiekiem. Zaczęłam coś nerwowo rzuć. Kiedy cała reszta tej ręki pojawiła się przede mną (czyli cały mężczyzna), uśmiechnął się przyjacielsko i oplótł mnie tymi rękami jak materiałem w geście przytulenia. Wyglądało to tak jakby mnie znał i cieszył się, że znów mnie widzi. Jakbyśmy byli dwoma połówkami jednej całości, które były dłuuuuugo rozłączone. Ja jednak bałam się i z tych nerwów tym co żułam, rozkruszyłam sobie dwa skrajne zęby w dolnej szczęce (chyba w buzi miałam ten pierścień – tak mi się teraz wydaje). W czasie kiedy ten facet mnie przytulał, przez myśl przeszło mi, że ONI mnie tak adorowali bo potrzebują mojego DNA – chodzi o połączenie mnie i jednej z tych istot by w wyniku tego powstała nowa rasa ludzi. Wróćmy jednak do całego zdarzenia. Gdy mi tak chrupnęło w buzi mężczyzna ten rozplótł swe ramiona i zapytał zatroskanym głosem co się stało. Ja mając wolne ręce zaczęłam wyjmować z ust kawałki plomb i powiedziałam, że plomby mi wyleciały. Od razy zaproponował, że zaraz znajdziemy w hotelu kogoś kto mi pomoże.

Co dalej się mogło wydarzyć to nie wiem bo się obudziłam. Było około czwartej w nocy. Poszłam do toalety i wróciłam do łózka. Próbowałam przywołać ostatnią scenę ze snu bo byłam ciekawa jak sprawa się potoczy, tym bardziej, że ostatnim odczuciem jakie zapamiętałam to był już brak jakiegokolwiek strachu wobec tego mężczyzny. Czułam już tylko sympatię jakbym faktycznie go znała. Niestety pomimo starań nie udało mi się. Nie lubię snów gdy dotyczą zębów. Muszę sprawdzić w senniku co to może znaczyć...

Znalazłam w senniku (i dla pewności poszukałam w kilku) znaczenie snu dla frazy wypadnięcie plomby. Oto treść: „twoje oszczędności w banku przetrwają dużą zawieruchę światową" – no nieźle! Na całe szczęście cyt."...przetrwają...", więc nic nie będę wypłacać i wkładać do skarpety :). Mam nadzieję, że dla dwóch wypadających plomb znaczenie snu nie ulega zmianie.

Ta myśl o wypadających plombach tak zaprzątnęła mój umysł, że o mały włos nie zapomniałam całego snu. Wracając jednak do tego co było we śnie wcześniej, zastanawia mnie kilka rzeczy:
  1. Co to były za symbole na tych elementach biżuterii?
  2. Dlaczego miałam sobie jakiś wybrać i przed czym miał mnie chronić?
  3. Kim był dla mnie ten mężczyzna?
  4. I w końcu, czy ten sen ma jakąś wartość, jakieś przesłanie, czy to tylko moja bujna wyobraźnia podsunęła mi takie obrazy?
Niestety nie pamiętam ani jednego symbolu :(, ale wydaje mi się, że mogły mieć naprawdę duże znaczenie.

Zauważyłam, że do tej pory pojawiają mi się co jakiś czas pytania na które niestety nie znam odpowiedzi. Ciekawe co przyniosą mi pozostałe dni "oczyszczania". Dlaczego napisałam w cudzysłowiu? Bo nie widzę jakichś drastycznych zmian w sobie, prócz jednej – po zjedzeniu mięsa zwłaszcza czerwonego – słabnę, tzn. mam mniej energii i jestem śpiąca. Wcześniej nie zauważyłam takich objawów po jedzeniu mięsa, albo po prostu nie zwracałam na to uwagi.

Czas przejść do dnia jaki dzisiaj miałam. Tak więc, jak co dzień ostatnimi czasy: wstałam, poszłam na zajęcia, wróciłam do domu i zadzwoniłam do Pani Bożenki czy mogę przyjść do Badiego. W słuchawce usłyszałam smutny zrezygnowany głos cyt. „Jak Pani chce to może przyjść”. Oho! Coś się stało. Powiedziałam, że już lecę i pogadamy. Po minucie już byłam (Pani Bożenka jest moją sąsiadką z klatki obok). Badi leżał i tylko zerknął smutnymi oczami na mnie. Nawet nie domagał się bym się z nim przywitała. Pani Bożena powiedziała mi, że weterynarz postawił już na nim krzyżyk i nie będą przedłużać jego cierpienia. Poryczałam się i przytuliłam do Pani Bożenki. Próbowałam ją pocieszyć opowiadając o tym, że Badi idzie do lepszego świata i że już nie będzie cierpiał. Czułam, że zawiodłam wszystkich. Tak się starałam mu pomóc i nie udało mi się. Mam doła i boli mnie serducho. Chyba zbyt wiele oczekiwałam od energii ReiKi. Ale jeżeli pies miał raka to i tak nie mogłabym mu pomóc, wręcz przeciwnie – ReiKi w takim przypadku zaszkodziłaby. A dlaczego? Energia ReiKi wzmacnia wszystkie komórki ciała co znaczy, że rakowe także. Tak samo jak w przypadku raka tak i przy schizofrenii nie można stosować ReiKi, no chyba, że w celu pozamykania wszystkich czakr.

Poprosiłam tylko pieska by wrócił do nich w następnej inkarnacji i pożegnałam się z nim. Badi też chyba czuje, że coś się święci. Widać to po jego oczach, są przepełnione smutkiem. Nawet jak to piszę to łzy napływają mi do oczu i pociągam nosem. Być może „za cienki Bolek” jestem dla tej energii lub nie umiem się nią posługiwać tak jak należy. Sama już nie wiem. Mam chwilę zwątpienia.... Nie chce mi się już dzisiaj pisać tego dziennika :'(.

piątek, 9 listopada 2012

Szesnasty dzień oczyszczania.

09-10-2012r.
Dzisiejszy dzień jest bardzo podobny do wczorajszego, więc nie mam o czy pisać. W skrócie: wstałam, pojechałam na szkolenie, wróciłam, poszłam do chorego Badiego, wieczorem wykonałam autozabieg i spać. I to tyle. No nieee... to by było za proste :) . Zrobiłam jedną rzecz przed reikowaniem się. Otóż mam zamiar wziąć udział w Światowej medytacji (medytacja dźwiękowa z Aethos), która odbędzie się 4 listopada 2012r. Będzie trwała 25 godzin, więc w każdej chwili można się do niej włączyć. Z internetu pobrałam dwa pliki z zapisem dźwiękowym. Jeden 5-cio minutowy i drugi 30-to minutowy. Ten drugi będzie wykorzystany w dniu Światowej medytacji a ten pierwszy można już teraz odsłuchiwać by zaznajomić się z jego zawartością. Gdy odsłuchałam ten 5-cio minutowy zapis to oniemiałam i ciężko uwierzyć w to, że te dźwięki wydobywają się z ludzkiego gardła! Jak podaje twórca tych plików „muzycznych” Hathorowie (grupa międzywymiarowych istot) tak zmieniali mu głos by wyglądał właśnie w taki sposób jak jest na nagraniu i nie był modyfikowany equalizerem. Ciekawe, ale całkiem prawdopodobne. Plik 5-cio minutowy można ściągnąć z tej strony: https://tomkenyon.box.com/s/xf4esrzbwlt3d1sba4kj lub stąd Aethos5min4sec.mp3.

No, teraz to już wszystko z tegoż dnia :).

czwartek, 8 listopada 2012

Piętnasty dzień oczyszczania.

08-10-2012r.
Nastawiłam sobie wcześniej budzik by nie spóźnić się na szkolenie. Oczywiście spóźniłam się a dlaczego? Ano dlatego, że nie miałam gdzie zaparkować i dwa razy musiałam objechać centrum Poznania co nie należy do najszybszych czynności. Na szczęście spóźniłam się tylko 10 minut.

Pierwszy dzień szkolenia... aha, nie napisałam jakie to szkolenie – obsługa programu AchiCAD, tytuł szkolenia brzmi: „Szkolenie z projektowania architektonicznego”. Jakiś czas temu już pracowałam z tym programem w wersji 12 a tutaj była wersja 15. Interfejs nie różni się wiele, ale już pierwszego dnia poznałam kilka fajnych trików o których nie wiedziałam i które wcześniej wykonywałam „na piechotę”. Jednak takie szkolenia przydają się :). Grupa jest całkiem ogarnięta – każda z trzynastu osób miała wcześniej do czynienia z tym programem. Dzięki temu szybciej przerobiliśmy materiał przypadający na ten dzień i wyszliśmy godzinę wcześniej.

Po powrocie do domu zadzwoniłam do Pani Beaty i zapytałam czy nie jest potrzebna pomoc przy Koce. Na szczęście nie byłam potrzebna i dobrze bo chwilę później zadzwoniła Pani Bożenka w sprawie Badiego. Wpadłam do domu, zgarnęłam świeczkę i tekst, którym przygotowuję się do otwarcia kanału dla ReiKi (niestety jakoś jeszcze nie nauczyłam się go na pamięć) i pognałam do Pani Bożeny. Gdy weszłam rozsiadłam się w fotelu nawet nie witając z psem o czym Badi nie omieszkał mi przypomnieć pomrukując na mnie. Zaraz podeszłam do niego i go pogłaskałam – teraz było już OK :). Przygotowałam się więc do zabiegu i przykładałam mu dłonie do łap na całej ich długości i całym kręgosłupie. Trwało to ponad godzinę, aż mnie ręce, nogi i pupa bolała bo Badi jest ogromnym psem i leży biedaczek na podłodze. Ja też siedziałam na podłodze i starałam się uziemiać chociaż jedną stopą. Gdyby można było siedzieć po turecku to o wiele dłużej wytrzymywałabym w takiej pozycji a tak ciągle się kręciłam nie mogąc znaleźć wygodnego miejsca i uważałam by nie krzyżować nóg. Tak na marginesie to jestem ciekawa czy obostrzenie dotyczące krzyżowania rąk i nóg dotyczy obydwu stron czy tylko „pacjenta”?
Badi pozwalał bym dotykała mu łapy mimo iż tego bardzo nie lubi – tak powiedziała mi Pani Bożenka i w połowie zabiegu zasnął. Kiedy spał miałam wrażenie, że energia silniej przepływa. Zastanawia mnie czy jest możliwe żeby energia mocniej płynęła w czasie snu? Wyglądało to tak jakby dopiero wtedy odblokował się i w pełni rozluźnił.

Wieczorkiem po autozabiegu posłuchałam sobie przez jakiś czas dźwięk mis tybetańskich i dzwonków, ale jakoś nie opuściłam własnego ciała jak autor koncertu sugerował :).

środa, 7 listopada 2012

Czternasty dzień oczyszczania.

07-10-2012r.
Jestem niewyspana i obolała. Bardzo nie lubię spać na tej wersalce, która jest wstawiona do mojego pokoju. Budziłam się kilka razy w ciągu nocy.

Dzisiaj wracam do domu i już robi mi się smutno, że zostawiam synka. Niestety nie byłam w stanie inaczej rozwiązać tego problemu.

Przed wyjazdem porobiłam jeszcze parę rzeczy w Taty komputerze bo się rozpędził i wyinstalował nawet kartę dźwiękową :). Ponaprawiałam szkody jakie wyrządził i teraz moje dziecko testuje komputer grając w gry internetowe. Jest fajna stronka internetowa: gry-dladzieci.pl gdzie dziecko w każdym wieku znajdzie coś dla siebie. Dzisiaj wypada dzień, kiedy synek może grać a z racji wyjazdu nie ma dostępu do swoich gier stacjonarnych więc w zastępstwie gra sobie w proste najczęściej flashowe gierki.
Ja w tym czasie poszłam do swojego pokoju i włączyłam netbooka by posprawdzać pocztę i takie tam :). Nagle na parapecie za oknem pokazała się sroka lub wrona (nie rozróżniam ich). Gapiła się na mnie przez szybę i krakała. Qrcze, chyba jestem już przewrażliwiona na tym punkcie. Automatycznie wyrecytowałam regułkę: ”Nikt nie ma prawa wejść do mojego domu bez mojej zgody” i powtarzałam sio, sio duszo nieczysta. Zaczynam już mieć schizy w tym temacie, chociaż nie przypominam sobie by wcześniej spotykały mnie przygody w postaci czarnych motyli czy srok/wron blisko mnie, jeżeli już to miałam styczność z gołębiami i to nie zawsze należała do przyjemnych bo ślady przez nie pozostawione czasami odbarwiały ubrania ;).

Zadzwoniła do mnie Pani Bożenka właścicielka pięknego siedmioletniego psa haski. W zeszłym tygodniu coś stało się mu z szyją podczas skakania (zabawa). Chodził ze spuszczoną głową, nie mógł jej podnieść. W zeszły piątek widziałam jak syn Pani Bożenki wynosił go na dwór. Nie jestem lekarzem ani weterynarzem ale wyglądało to na wypadnięty dysk lub jakiś inny uraz który uciska nerw i pies nie może stanąć na przednich łapach. Wracając do tematu rozmowy telefonicznej. Poprosiła mnie, czy mogę przyjść do niej i pomóc jej psu. Z miłą chęcią bym to zrobiła, ale boję się by nie utrwalić dyskopatii jeżeli ją ma i zaproponowałam by poszukała kręgarza psiego. Ja ze swej strony też szukam jakiegoś w okolicy i jak znajdę to dam jej zaraz znać.

Droga do domu minęła w miarę spokojnie. Jechałam ponad 3 godziny. Jak tylko wypakowałam samochód poszłam do Pani Bożenki. Porozmawiałyśmy chwilę o jej psie, pokazała mi prześwietlenie kręgosłupa i nic nie widziałam by jakiś krąg był uszkodzony, czy przesunięty. Na swoim prześwietleniu wyraźnie widziałam wsunięty do środka dysk, a u Badiego (mimo iż kręgi psów wyglądają inaczej niż ludzkie) wszystko wygląda dobrze. Pani Bożenka powiedziała, że jutro jeszcze inny specjalista obejrzy te prześwietlenia, może on dostrzeże to co ja (laik) nie widzę i czego nie widział weterynarz wykonujący zdjęcie.
Zapytałam czy weterynarz zrobił badanie moczu i krwi, okazało się że nie... Rany julek, przecież powinien to zrobić! A jeżeli to tylko jakiś wirus to niepotrzebnie pies jest szpikowany sterydami i innymi cudami w zastrzykach. Strasznie szkoda mi zwierzaka, a te jego błękitne oczy patrzące i pytające: co się dzieje, dlaczego nie mogę chodzić! Poprosiłam też by skontaktowali się z hodowlą z której mają Badiego by podpytali się, czy któreś z rodzeństwa z tego samego miotu i rodzice nie mają przypadkiem podobnych objawów bo to by nakreśliło jakiś konkretniejszy obraz. Gdyby okazało się, że ma jakąś dziedziczną chorobę to będą wiedzieli na czym stoją i oszczędzą psu cierpienia związanego z wożeniem go po specjalistach. Dzięki tej rozmowie dowiedziałam się, że tomograf komputerowy to wydatek jednorazowy rzędu 600zł. Podsumowując całą naszą rozmowę doszłam do wniosku, że skoro nie wygląda to na mechaniczne uszkodzenie (jutro jeszcze będzie potwierdzenie u innego weterynarza) a może wynikać z jakichś zakłóceń w układzie nerwowym to będę go reikować. Umówiłam się z nią, że po szkoleniu przyjdę do nich.

Wieczorem przystąpiłam do już 17 Aktywacji Impulsów, po niej wykonałam autozabieg i poszłam spać.

wtorek, 6 listopada 2012

Trzynasty dzień oczyszczania.

06-10-2012r.
Wstałam rano bez zakwasów (na całe szczęście), których spodziewałam się po „maratonie” jaki miałam dnia poprzedniego. Auto spakowałam dzień wcześniej więc dzisiaj zostały mi ostatnie rzeczy, które zabrałam idąc do samochodu. Droga minęła w miarę spokojnie. Na początku padało, ale w trakcie zbliżania się do mojego rodzinnego miasta pogoda się poprawiała. Po drodze odwiedziliśmy moją Mamę w szpitalu, ale za długo tam nie byłam ze względu na dziecko, które bardzo się nudziło. Do domu moich rodziców dotarliśmy przed 15:00. Zjedliśmy obiad, trochę się pokręciłam, rozpakowałam wszystkie rzeczy jakie przywiozłam, pogadałam z siostrą przez komunikator internetowy i nastał wieczór.

Rodzice mają super wannę i mój synek uwielbia się w niej kąpać tzn. moczyć się i bawić. Wieczorem zaczęłam wykonywać ReiKi dziecku, ale on zaczął wymyślać. Najpierw, że chce oglądać w tym czasie bajki – powiedziałam OK, spróbujmy czy się uda połączyć te dwie rzeczy. Za chwilę wymyślił, że chce leżeć na boku, ale wtedy było mu niewygodnie gdy ja wyginając się jak akrobata próbowałam jakoś energetyzować mu czakrę gardła. Tego było już za wiele. Było mi strasznie niewygodnie w wykręconej pozycji dodatkowo kucając przed łóżkiem. Powiedziałam NIE, jeżeli będzie chciał energię ReiKi to przyjmie pozycję jaką go uczyłam na początku i będzie współpracował a nie, że ja mam się do niego dopasować i skakać jak małpa gdy on zmieni ułożenie ciała z pleców na bok, czy wręcz na brzuch. Energia ReiKi jest energią Miłości a nie bólu (niewygodne wręcz bolesne ułożenie mojego ciała względem dziecka) i nerwów (ciągłe kręcenie się syna, przekręcanie z boku na bok oraz ciągłe moje zwracania uwagi by nie krzyżował rąk i nóg). Dzisiaj musiałam przerwać zabieg bo już nie wytrzymałam i powiedziałam, że dopóki nie będzie współpracował dopóty ja nie będę robić mu ReiKi. Zobaczymy co postanowi. Będzie miał cały tydzień na przemyślenia.

Podczas wykonywania autozabiegu znów poczułam tym razem delikatne wibracje. Mogłam je policzyć. Wychodziło trzy sztuki na sekundę i towarzyszyło temu delikatne kołysanie w głowie jakbym była na łodzi. Nie lubię takiego kołysania bo mam chorobę lokomocyjną i zrobiło mi się oczywiście niedobrze. Na szczęście po skończeniu zabiegu na sobie uczucie kołysania i subtelne wibracje ustąpiły. Położyłam się i zasnęłam.

poniedziałek, 5 listopada 2012

Dwunasty dzień oczyszczania.

05-10-2012r.
Mam dzisiaj sporo roboty. Muszę przygotować dziecko do tygodniowego pobytu u moich rodziców. Powywożę też parę rzeczy które mi zagracają moje małe mieszkanko. Między innymi zabawki, którymi synek się już nie bawi, jego rower, bo i tak idzie jesień więc sobie już nie pojeździ i jeszcze parę innych rzeczy. W domu moich rodziców będziemy gdzieś dopiero koło 22:00 – to bardzo późno. Nigdy jeszcze tak późno do nich nie wjeżdżałam, ale to dlatego, że gdybym wyjechała zaraz po przedszkolu dziecka czyli o 15:00 byłoby dobrze. Tyle, że dzisiaj akurat mają zajęcia na basenie, które zaczynają się dopiero o 16:15, więc mój wyjazd może się opóźnić nawet o trzy godziny.

Po basenie do wyjazdu nie doszło, a dlaczego? Jak na złość przytrafiają mi się dziwne zbiegi okoliczności, które wywołują we mnie zdenerwowanie plus jeszcze hormony wywołane przez „te dni” dają wybuchy niemalże wściekłości. Jeżeli koło mnie kręci się jakiś niedobry byt to przez ostatnie dwa czy trzy dni miał niezłą wyżerkę energetyczną. Otóż... w drodze na basen zaczynało już kropić, ale, że był silny wiatr nie można było otworzyć parasola. Na basenie byliśmy 16:05 by ze spokojem dziecko się przebrało. Jakież moje zdziwienie było gdy zobaczyłam, że wszystkie dzieci mają żółte koszulki. Zapytałam syna dlaczego on nie ma koszulki – powiedział że zapomniał. Bez tej koszulki nie mógł wejść na basen, więc nie miałam wyboru jak biec do przedszkola po koszulkę. Całe szczęście syn wziął hulajnogę, więc nie musiałam go ciągnąć za sobą tylko on jechał a ja szybko maszerowałam podbiegając od czasu do czasu. „Spacerek” nie był sympatyczny bo deszcz rozpadał się na dobre, ja od tego marszobiegu cała się spociłam ale dzięki tej technice przemieszczania się zaoszczędziłam 5 minut w jedną stronę. Wpadliśmy do przedszkola i jeszcze szybciej z niego wypadliśmy by zdążyć na 16:15 z powrotem na basen. Przez deszcz było już mokro i ślisko. Synek dwa razy wywalił się na hulajnodze i płakał. Niestety musiałam potraktować go szorstko bo nie było czasu na użalaniem się nad sobą. Byłam zła, i to bardzo zła na fakt, że mój syn nie słucha gdy ktoś mówi do niego by coś zrobił. Jako jedyny z grupy 25 osób zapomniał wziąć koszulkę. Przez całą drogę brzęczałam dziecku nad uchem, że trzeba słuchać jak ktoś mówi i tego typu pouczające teksty. Niestety oczywiście nie słuchał tego co mówiłam. Na basenie w pewnym momencie dzieciaki pozdejmowały koszulki, położyły je na krzesełkach na trybunie i poleciały się chlupać w wodzie. Po zabawie ratownik powiedział dzieciom by zabrały koszulki i wróciły do szatni. Oczywiście mój synek znów nie słuchał i nie poszedł po koszulkę tylko zjeżdżał ze zjeżdżalni. Wychyliłam się zza drzwi i również powiedziałam, że ma iść po koszulkę, popatrzył na mnie ale poszedł w przeciwną stronę prosto do szatni. Gdy odnaleźliśmy się w szatni spytałam się gdzie ma koszulkę. Najspokojniej w świecie powiedział, że nie ma. Nie wytrzymałam i nawrzeszczałam na niego, że znów zrobił ten sam numer co przed basenem i czy zdaje sobie sprawę, że za tydzień nie wejdzie na basen bez tej koszulki. Wtedy do niego chyba dotarło co zrobił, że był niefrasobliwy i w rezultacie się popłakał. Sam nie był w stanie odnaleźć z szatni drogi na trybuny, więc musiałam go ubrać, wysuszyć i dotrzeć tam z innej strony. Jak się okazało, nie było już jego koszulki na krzesełku. To by było na tyle jeżeli chodzi o przyszły piątek i basen. Nie miałam już ani siły ani nerwów by krzyczeć na niego. Wróciliśmy do domu i padłam. Tego wszystkiego było po prostu za dużo. Porozmawiałam już na spokojnie z synkiem na temat tego co dzisiaj przeżyliśmy i ile nerwów nas do kosztowało i powiedziałam mu, że cyt.”Mam nadzieję, że dzisiejsze zdarzenie będzie dla Ciebie lekcją na przyszłość, że trzeba słuchać gdy mama lub pani wychowawczyni w przedszkolu prosi byś coś zrobił lub coś wziął”. Pokiwał głową, ale niestety znów nie słuchał – no po prostu jak grochem o ścianę!

To całe popołudnie tak wyssało ze mnie energię, że niestety nie byłabym fizycznie w stanie prowadzić auta cztery godziny w deszczu i po ciemku. Przełożyłam wyjazd na rano dnia następnego. Z tego wszystkiego nawet nie wykonałam zabiegu dziecku a podczas autozabiegu moje nogi strasznie mocno pobierały energię. Poszłam spać kompletnie wyczerpana.

niedziela, 4 listopada 2012

Jedenasty dzień oczyszczania.

04-10-2012r.
Pobudkę miałam niecodzienną. O piątej rano obudził mnie ból brzucha, no tak, nie miała „ciotka” kiedy przyjechać jak właśnie o tej godzinie. Nic by w tym nie było dziwnego gdyby nie jeden drobny szczegół. Otóż całe moje ciało wibrowało?!? To nie były dreszcze, ani skurcze po prostu wibrowało z niesamowitą prędkością. Sprawdziłam, czy przypadkiem serce mi nie wali, ale nie, biło miarowo i spokojnie. Próbowałam policzyć drgania ile mniej więcej razy wypadają na sekundę, ale nie dałam rady, mój umysł nie jest aż tak szybki by to ogarnąć. Wibracje te w żaden sposób nie przeszkadzały mi w wykonaniu czynności, które się robi... a zresztą każda kobieta to wie a mężczyzna się domyśla, więc nie będę się rozpisywać na ten temat :P. Kładąc się z powrotem do łóżka nadal wibrowałam, ale już nie tak mocno jak chwilę po przebudzeniu. Rano było już normalnie. Ciekawa jestem czy każdej nocy mi się to zdarza, czy to może incydentalny przypadek.

Dzisiaj Koka była osowiała, co się okazało? Połknęła prawdopodobnie całego lub część żołędzia i stanął jej chyba na żołądku. Nie mogła zrobić kupki – cierpiała. Zrobiłam jej ReiKi na brzuszek i na początku zabiegu ładnie się podniosła bym wsunęła rękę a potem położyła się na mojej dłoni. Przekazywałam jej energię z intencją rozpuszczenia ciała obcego i chyba pomogło. Beknęła kilka razy.

Przed południem miałam umówioną wizytę u Pulmunologa (w związku z moją astmą). Pani Doktor przepisała mi silniejsze wziewy. Niestety od czasu inicjacji pogorszyło mi się z astmą, możliwe, że to właśnie w ten sposób objawia się u mnie oczyszczanie. Na czas mojej wizyty w lekarza zawiozłam Kokę do jej Pani a ona pojechała z nią do lasu. W tym czasie co Koka hasała w lesie zrobiła dwie kupki, więc chyba jej pomogłam (taką mam cichą nadzieję). Pani Beata mówiła, że w takiej sytuacji to Koka zazwyczaj zwraca zawartość a tym razem poszło drugą stroną :).

Wieczorem synek wcale nie chciał ReiKi, więc udało mi się go namówić chociaż na stopki i w nocy, jakby miało być inaczej? oczywiście znów kaszlał. Późnym wieczorem wykonałam zabieg na sobie i o 22:00 połączyłam się z grupą ludzi w medytacji w intencji podniesienia wibracji Matki Ziemi i naszych. Po zakończeniu medytacji byłam już zmęczona. Poczytałam jeszcze chwilę. Zastanawia mnie, dlaczego ja nie mam tak fajnych doznań o jakich piszą np. ludzie uczestniczący w tej samej co ja medytacji. Czyżbym za mocno była przywiązana do ziemi i spraw ziemskich? Być może. Muszę to rozważyć i zastanowić się jak tę tendencję zmienić. Po 24:00 oczy tak mi się kleiły że położyłam się spać.

sobota, 3 listopada 2012

Dziesiąty dzień oczyszczania.

03-10-2012r.
Początek dnia jak co dzień, więc nie będę się rozpisywać i dam znać gdyby coś się zmieniło. Dzisiaj postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce w temacie palenia papierochów. Coś ReiKi chyba nie przeszkadza mój nałóg i nie działają moje intencje podczas zabiegu, więc sama zajęłam się tym. Kupiłam sobie plasterek drugiego stopnia bo stwierdziłam, że nie palę tyle bym musiała zaczynać od pierwszego stopnia. Strasznie drogie są te plasterki! Jeden kosztuje tyle co paczka papierosów, która normalnie starcza mi na dwa trzy dni a tu trzeba będzie codziennie wydawać taką kasę. No, ale jak ma to zadziałać to trzeba zainwestować. Po kilku godzinach od naklejenia plastra pobolewać zaczęła mnie głowa, wydaje mi się, że nawet ten drugi stopień to dla mnie za dużo, ale zobaczę jak to będzie. Zauważyłam, że z tym plasterkiem jak zapalę to po jakimś czasie robi mi się niedobrze i ból głowy się nasila. Ech, czego się nie robi dla zdrowia. Muszę się po prostu oduczyć sięgania po fajkę bo głodu nikotynowego nie czuję, choć prawdę powiedziawszy, wcześniej też rzadko go czułam, u mnie to jest raczej przyzwyczajenie rąk do trzymania w nich czegoś.

Po 11:00 zadzwoniłam do Mamy z pytaniem jak się czuje. Powiedziała mi, że w nocy leżała pod tlenem. Tę noc przespała, ale rano znów było gorzej. Nie wiem, czy to zbieg okoliczności, że przespała noc? Chcę wierzyć, że to dzięki mojej kuli energii, a może to być tylko dlatego, że była podłączona do tlenu. Ja jednak nie poddam się i dzisiaj powtórzę to jeszcze raz. Zapytałam też czy może czuła coś wczoraj między 23:00 a 24:00, ale powiedziała, że nie wie bo spała. No cóż, czyli obraz jaki widziałam by się zgadzał, ale na dobrą sprawę to czego można się spodziewać gdy jest wiadome, że ktoś jest w szpitalu. Miałam sporo procent szans by zgadnąć jak mogłaby wyglądać w danej chwili moja mama.

Na Facebooku w grupie Medytacja Światła do której należę, dwa dni temu rzuciłam temat nękania przez złośliwy byt i że zastanawiam się nad amuletami ochronnymi. Ludzie szybko wyprostowali mnie z tematem amuletów i ich rzekomych mocach. W sumie to prawda, że haczy to już o magię i lepiej zawierzyć Istotom Światła. Te modlitwy do Archanioła Michała, które przytoczyłam parę dni wcześniej plus prośby o ochronę Anioła Stróża chyba przynoszą zamierzony efekt. Justyna też przyczyniła się do uspokojenia mojej sytuacji domowej wyganiając pasożyta i nie ma co się wspomagać na tę chwilę magicznymi amuletami i talizmanami.

Wieczorem ponownie spróbowałam „ulepić” kulę energii by przekazać ją za pośrednictwem Anioła Stróża mojej Mamie, ale dzisiaj miałam z tym problem. Najpierw kulka była ciemna tzn. miała wokół poświatę jaką pokazują w telewizji podczas zaćmienia słońca a w środku było nocne bezchmurne niebo z mnóstwem gwiazd. Potem trochę urosła i w środku był symbol Yin Yang ?? Co jest? No nie, mówię sobie i zrobiłam drugie podejście. Coś dzisiaj energia wygląda inaczej niż wczoraj i mam podejrzenie dlaczego tak jest, ale to opiszę za chwilę. Podczas drugiego podejścia, moje dłonie zachowywały się zgoła odwrotnie niż wczoraj. Nie mogłam ich zbliżyć do siebie jakbym faktycznie trzymała jakąś piłkę w rękach. Kula ta też wyglądała inaczej, była ciemna i pokryta żarzącymi się niebieskimi płomieniami jakie można było zobaczyć w pracowni chemicznej podczas spalania jakichś związków miedzi. Coś mi nie grało z tą kulą.


Poprosiłam Stróża by ocenił, czy ta kula energii jest wartościowa, czy nie i w razie czego zniszczył ją. Chyba była jednak bezwartościowa bo poleciała hen hen daleko aż zniknęła.
Mam w związku z tym kilka teorii:

  1. wczorajsze stworzenie kuli energii było poprzedzone Medytacją Światła, więc efekt mógł zostać wzmocniony;
  2. wczorajsze zdarzenie mogło być silnym pragnieniem niesienia pomocy, które można nazwać „myśleniem życzeniowym” i to był tylko wytwór mojej wyobraźni;
  3. dzisiaj przykleiłam sobie plasterek nikotynowy i to przez niego energia mogła być zanieczyszczona;
  4. lub wreszcie całkiem możliwe, że ReiKi pozwoliła mi na jednorazowy „strzał” na odległość, którego nie da się powtórzyć.

Czy moje teorie są prawdziwe/prawdopodobne? Tego nie wiem. Może ktoś kiedyś będzie w stanie zinterpretować całe zdarzenie i moje przemyślenia z tym związane. Szkoda, że dzisiaj się nie udało, ale to doświadczenie utwierdziło mnie w tym, że będę chciała uzyskać drugi stopień ReiKi.

Dzisiaj wieczorem po reikowaniu siebie stwierdziłam, że pójdę wcześniej spać, czyli przed 24:00. Po tym plasterku czułam się niewyraźnie i jutro nie nakładam następnego. Poza tym pobolewa mnie brzuch więc coś się szykuje jak co miesiąc. Odmówiłam więc wieczorną modlitwę i znów gadałam ze swoim Aniołem. Tym razem nie poczułam słodkiego zapachu i nawet wiem chyba dlaczego. Cały dzień chodziłam poddenerwowana i w końcu nakrzyczałam na dziecko. Wcześniej nie przeszkadzało mi powtarzanie 10-15 razy, że ma coś zrobić a dzisiaj sprawiało mi to trudność. Podejrzewam, że to jest związane z hormonami bo na dniach ma się pojawić comiesięczna przypadłość kobieca ;). No niestety nic na to nie poradzę. Starałam się jak mogłam być opanowana, ale przy którymś razie już nie wytrzymałam. Na szczęście brak słodkiego zapachu nie przeszkodził mi w szybkim zaśnięciu.

piątek, 2 listopada 2012

Dziewiąty dzień oczyszczania.

02-10-2012r.
Poranek jak zawsze ostatnimi czasy (od inicjacji) miły i rześki. W sumie to nic ciekawego się nie dzieje. Żadnych negatywnych odczuć nie mam w związku z oczyszczaniem.

Jak co dzień odprowadziłam synka do przedszkola i poszłam po Kokę. Dzisiaj nie chciała ReiKi, pewnie dlatego, że była ładna pogoda jak na tę porę roku i świeciło słoneczko na którym wygrzewała się leniwie.

Dzień spędziłam na czytaniu, wyprałam też parę rzeczy dla synka bo w piątek zawożę go do domu moich rodziców na tydzień z racji, że przez cały następny tydzień mam szkolenie od 9:00 do 17:00 i nie miałabym możliwości odebrać dziecko z przedszkola. Szkoda tylko, że moja rodzina jest daleko. Rodzice 200km a siostra aż za oceanem - w Stanach Zjednoczonych. Dzięki Bogu jest internet i komunikatory przez które mogę co jakiś czas zobaczyć moją kochaną siostrzyczkę i jej rodzinkę.

Dzisiaj nie wytrzymałam już i rozkopałam roślinki dziecka by sprawdzić dlaczego nic nie urosło. Okazało się, że jednak synek przedobrzył z ilością wody i wszystko zgniło. Ble, od razu wyrzuciłam do kosza.

Podczas odbierania dziecka z przedszkola uderzyło mnie dziwne jego zachowanie. W szatni było sporo dzieci bo zbierały się na basen jak co wtorek o 15:00. Tak się złożyło, że ja akurat na ten moment trafiłam do przedszkola. Wywołałam dziecko przez domofon i synek przyszedł. Pochwalił się, że dostał batonika i zapytał, czy może teraz zjeść. Stwierdziłam, że OK. Powiedziałam by się ubierał a ja go rozpakuję. Gdy to zrobiłam podałam mu kawałek bo batonik był połamany. On nagle się rozpłakał, że on nie chciał go teraz tylko w domu. No jak to? Pięć sekund wcześniej chciał go jeść, a teraz zmienił zdanie jak batonik już rozpakowany? Odstawił mi taką scenę jak dawno nie widziałam. Wydaje mi się, że jego reakcja wynikała z nagromadzonej złej energii, która panowała w szatni. Przyznam się, że jego reakcja wyprowadziła mnie z równowagi i uniosłam głos, tłumacząc bezsens całej tej sytuacji. No nic, było minęło. Muszę jednak pamiętać by nie mięknąć w sprawach słodkości i trzymać się wyznaczonych dni, kiedy może jeść słodycze, wtedy nie będzie takich sytuacji.

Wieczorem zrobiłam ReiKi dziecku, ale tym razem czakra gardła nie pobierała już tak intensywnie energii, więc może zaczyna się już stabilizować. W trakcie przygotowań do zabiegu, myjąc ręce usłyszałam jak synek sam zaczął już mówić modlitwę do Anioła Stróża i aż się uśmiechnęłam pod nosem. To miło, że sam z siebie bez przypominania czuł potrzebę by się pomodlić. Wydaje mi się, że zaczyna to przynosić efekty - noce są spokojne i w ciągu dnia też przestał reagować agresją na moją odmowę w jakieś kwestii, nie wliczając incydentu z przedszkola oczywiście.

Nareszcie reszta wieczoru jest już moja. Synek śpi, więc ja przystąpiłam do 16 Aktywacji Impulsów Światła (o Aktywacjach wspominałam już wcześniej). Tym razem odsłuchałam nagranie, ale bez zapalonej świeczki, by przypadkiem drgający płomień mnie nie rozpraszał. Bardzo mocno zaczęłam się koncentrować na stworzeniu piramidy ochronnej, ale tym razem wyglądała ona inaczej. Nie była biało-niebieska jak kiedyś tylko czysto biała i chyba była silniejsza – takie mam wrażenie. Ustąpiły mi też mdłości i zawroty głowy, które towarzyszyły mi przy ostatnich Aktywacjach, a przy których nie mogłam zwizualizować ochronnej piramidy. Myślę, że ta piramida i moje samopoczucie ma ze sobą duży związek. Po zakończeniu Aktywacji/Medytacji zaczęłam przygotowywać się do autozabiegu.

Zabieg na sobie wykonałam w drugiej kolejności. Najpierw chciałam spróbować pewnej rzeczy, ale zacznę od początku. Moja mama jest bardzo chora i aktualnie przebywa w szpitalu. Nie jest z nią dobrze. Z racji, że mam tylko pierwszy stopień ReiKi nie mogę przesyłać energii na odległość. Postanowiłam więc, że wygeneruję kulę energii z intencją zdrowia i spokojnego snu i poproszę mojego Anioła Stróża o pomoc. Przystąpiłam więc do rzeczy. Złożyłam dłonie jak do modlitwy i powoli odsuwałam je od siebie. Nie było to łatwe gdyż czułam, że moje dłonie przyciągają się do siebie jak magnes i stawiały opór. Wydaje mi się, że tak się działo dlatego by ogarnąć tę energię żeby się nie rozpraszała i utworzyła kulę. Na początku kuleczka była mała i widziałam (obraz w głowie) jak wytraca się ta energia na wszystkie strony. W miarę jak koncentrowałam się bardziej, moje dłonie stawiały większy opór przed rozsuwaniem ich. Na szczęście kula zaczynała rosnąć i zachowywała swój wygląd już bez straty energii. Wyglądała jakby była w bańce mydlanej, która nie pozwala energii się rozproszyć. Mieniła się kolorami bieli i błękitu. Można by ją porównać do plazmy - nie telewizora oczywiście tylko energii :).


Kiedy kula miała wielkość tak gdzieś piłki do koszykówki przesunęłam po niej dłonie na spód i poprosiłam mojego Anioła by przekazał ją Aniołowi Stróżowi mojej Mamy. Nie widziałam dłoni odbierających kulę tylko nagle energia ta uniosła się i przesunęła jakiś metr czy dwa przede mnie, potem zniknęła i tylko zobaczyłam dwa piękne skrzydła oddalające się. Podziękowałam i przystąpiłam do autozabiegu. W czasie jego trwania zobaczyłam obraz mojej śpiącej Mamy leżącej na plecach z rurką z tlenem przy nosie. Nad jej klatką piersiową unosiła się moja kula energii i wypływały z niej dwa wirujące źródełka. Jeden w okolice czakry gardła a drugi w okolice czakry serca. Obraz szybko znikł. Bardzo bym chciała by to zadziałało i by ten obraz, który widziałam był prawdziwy a nie był tylko obrazem „życzeniowym”.

Po zakończeniu pracy z energią ReiKi odmówiłam wieczorną modlitwę i znów zagadałam do Anioła Stróża. Strasznie dzisiaj mu słodziłam i podlizywałam się :). Po prostu czułam taką potrzebę, pewnie z wdzięczności za pomoc przy przekazaniu ReiKi mojej Mamie. I dzisiaj znów gwałtownie poczułam jak ten słodki zapach wlatuje w moje nozdrza – „cud, miód i malina” jakby to powiedział mój Tata :). Otulona tym zapachem zasnęłam jak dziecko. I tak kolejny dzień dobiegł końca.

czwartek, 1 listopada 2012

Ósmy dzień oczyszczania.

01-10-2012r.
Tak jak się spodziewałam, synek znów w nocy kaszlał :( i dzisiaj zgodził się żeby reikować także gardełko. Zweryfikuję jego chęć dopiero wieczorem.
Rano wstałam wypoczęta i z dużą ilością energią na cały dzień. Odprowadziłam dziecko do przedszkola i poszłam po Kokę. Pogoda zaczyna już być typowo jesienna i po kondycji Koki doskonale to widać – można powiedzieć, że „czuje w kościach” zmianę pogody. I faktycznie, po południu zaczęło padać. Od rana poruszała się bardzo ospale i słychać było jak strzelają jej kosteczki. Pomogłam jej więc wejść na sofę i przystąpiłam do terapii. Tylna część ciała a dokładniej tylne łapy bardzo mocno pobierały energię, widocznie stawy zaczynają się jej odzywać. Leżała spokojnie i chłonęła energię. Było widać, że bardzo tego potrzebuje bo miała błogą minkę i przymrużone oczka. Po zabiegu wylizała mi całą rękę :). Tylko zwierzęta mogą tak szczerze i z uczuciem dziękować – cudowna psina!

Przeprowadziłam dzisiaj eksperyment z tabletkami do ssania o nazwie NiQuitin Mini bo bardzo poważnie podeszłam do tematu palenia. Po wzięciu tableteczki (wielkość mniejsza od TicTaka) i possaniu jej kilkanaście sekund musiałam wypluć bo doznania były nieznośne. Urosła mi gula w gardle i strasznie było mi niedobrze. Ile oni tej nikotyny wsadzili w to badziewie? I dlaczego mój organizm nie reaguje tak na zwykłe papierosy? W każdym bądź razie to nie dla mnie. Chyba znów będę musiała zastosować plastry, które parę lat temu przyniosły pozytywny skutek i nie paliłam bardzo długi czas. Nie wiem tylko jak teraz mój organizm zareaguje na nie. Oby nie tak gwałtownie jak na te pastylki.

Wieczorem przed zabiegiem dla syna udało mi się pogadać z siostrą przez Messengera i rozmawiałyśmy na temat grudnia 2012r. Jak przygotować się na braki prądu, które mogą nastąpić. Ustaliłyśmy niezbędnik przetrwania i teraz trzeba będzie kompletować te rzeczy, które i tak się przydadzą nawet gdyby nic się w tym okresie nie wydarzyło.

Jak wcześniej wspomniałam zrobiłam zabieg dziecku i udało mi się go na tyle zagadać, że na gardełku trzymałam dłużej ręce niż zazwyczaj. Nadal to jednak za krótko bo czakra gardła ciągle domaga się energii i pobiera ją intensywnie. Muszę spróbować namówić dziecko na to by trzymać ręce tak długo, aż gardełko nasyci się tyle ile potrzebuje naprawdę by jego biedne migdałki w końcu się zmniejszyły. Wykonałam zabieg także na sobie i przystąpiłam do wieczornej modlitwy. Po niej zaczęłam znów mówić do swojego Anioła Stróża i znów poczułam ten słodki zapach. Chyba się od niego uzależnię bo działa na mniej jak środek nasenny – natychmiast zasypiam.